System Windows 10 miał stanowić przełomową odsłonę najbardziej popularnego systemu operacyjnego na świecie. Mimo wątpliwości dotyczących coraz bardziej natrętnego szpiegowania użytkowników, przyjęty został jako system przynoszący w codziennym działaniu znacznie mniej problemów niż jego poprzednie odsłony.
Wprowadzenie zasady przymusowej aktualizacji przyniosło jednak tak wiele kłopotów, że część użytkowników czuje się oszukana i zmuszona jest instalować na nowo stare wersje systemu lub systemy operacyjne innych producentów, najczęściej kolejne wersje Linuksa.
Mimo stosowania najróżniejszych trików i zmian w plikach rejestru, nie sposób definitywnie zablokować nagłych i długotrwałych aktualizacji. Można co prawda odłożyć aktualizacje na jakiś czas, jednak ogromna część użytkowników skarży się na niespodziewane restarty systemu w trakcie ważnej pracy, co często prowadzi do utraty danych, gdy użytkowane programy nie posiadają funkcji zapisu wersji dokumentu w sposób ciągły.
W najgorszym położeniu znaleźli się jednak użytkownicy, którzy posiadają laptopy lub tablety przeznaczone jedynie do użytku okazjonalnego, np. zapasowe urządzenia służące wyłącznie w czasie podróży lub włączane rzadko z innych powodów, np. raz na kilka miesięcy. Korzystanie z tych urządzeń stało się praktycznie niemożliwe, ponieważ wkrótce po włączeniu zaczynają one godzinami aktualizować się, uniemożliwiając jakiekolwiek z nich korzystanie. Najczęściej dzieje się to nie tylko w sytuacji pilnej potrzeby użycia urządzenia, ale także korzystania z sieci komórkowej, dodatkowo więc do furii doprowadza użytkowników zużywanie mobilnych limitów danych. Włączanie opcji korzystania z sieci taryfowej przeważnie nic nie daje.
Dlaczego tak poważny problem nadal, mimo upływu czasu, nie jest rozwiązany, trudno pojąć. Jedynym wytłumaczeniem jest chyba to, że chęć kontrolowania przez firmę użytkownika jest znacznie większa niż chęć dbania o jego zadowolenie…
gdyby obsługa Linuxa była porównywalna z obsługą win to juź dawno 80% ludzi odeszłoby od win`a.